Jak nietrudno zauważyć nieco osłabłam z prowadzeniem bloga.
Tytuł podpowiada dlaczego.
Pracuję.
Lubię swoją pracę.
Nie poszłam w dziennikarstwo, a w PR.
Choć czasem poduszka trzyma mnie w łóżku za mocno i sprintem zbieram się na tramwaj, to ani jednego dnia nie miałam poczucia, że nie chce mi się. Lubię to co robię, wkurwiam ludzi szczęściem.
Myślę, piszę, myślę, kasuję. Myślę. Patrzę w okno. Myślę. Piszę. Wysyłam. Dzwonię, odbieram, pytam, zapisuję. W ciągu niecałych 3 miesięcy zużyłam ze 4 komplety różnowymiarowych post-itów. Jestem strasznie nieekologiczna i analogowa pod tym wględem, choć moja praca mocno związana jest z IT. O, ironio. Skończyć Dziennikarstwo i Komunikację Społeczną, 2 dni po obronie znaleźć pracę. Jeszcze związaną z technologią.
I najbardziej cieszy mnie to, że nadal jestem sobą. Jedno z milszych określeń - "blond inżynier".
Szpilki schowane w kartonach, noszone raz w miesiącu. Praca z samymi facetami. Quadrokoptery na korytarzu. Śpiewanie "Wigry, wigry, wigry" przy porannej kawie. Poniedziałkowa wymiana opiniami na temat najlepszych seriali. Piątkowe raporty i mięso rzucane na mulący router. Tusz do rzęs między notesami. 2 smartfony i tablet. Ot, codzienność.
Tak, spełniam się.
Nie, nie zapomniałam o modzie. Rano, jak wspominałam, sprint z eyelinerem w zębach (bo przecież nie na oku - to tuż przed wyjściem), pita w biegu kawa i pakowana torba (nie wiedziałam, że można mieć w niej więcej elektroniki niż kosmetyków) wygrywają z foceniem. Po prostu nie wypracowałam jeszcze planu, jak aktywne blogować - bez dobrych zdjęć najlepsze ciuchy wyglądają marnie.
A ja marność kojarzę już tylko z Koheletem.
W końcu #blondzobowiazuje
smiriam
It is a shame you don't write in english anymore :(
OdpowiedzUsuńI will. Soon.
Usuń