Pisząc te słowa, leżę, obłożnie rozwalona w pieleszach, z termoforem w nogach, zapasem chusteczek pod ręką i świadomością, że jak głośno jęknę i żebrząco spojrzę na Kubę, to wszystko, czego potrzebuję dostanę prosto do rąk.
Egoistyczne wykorzystywanie przeziębienia, grypy czy innych, nieszczególnie groźnych, chorób, do tego by leżeć i użalać się nad sobą, wydawało mi się typowo męskie - właściwie niemęskie - słabe, nieco żałosne. Do teraz.
Dawniej, walcząc resztką sił witalnych, mogłam się położyć i chorować dopiero po zrobieniu prania, ogarnięcia mieszkania, po ugotowaniu sobie rosołu. Z kacem moralnym, że przecież jakbym ubrała jeszcze jedna bluzę, to mogłabym poprasować. Oczywiście, nikt tego ode mnie nie wymagał, wręcz przeciwnie - Kuba nawoływał, bym kładła się do łóżka i po prostu chorowała. Ale nie, ja z kurwikami w oczach, z poczuciem chorego perfekcjonizmu kładłam się jeszcze bardziej zmęczona, niż wstawałam.
Teraz jest inaczej. Leżę i choruję. Narzekam, marudzę i użalam się nad sobą. Niczym najprawdziwszy samiec alfa wyrażam tylko potrzeby i oczekiwania. Sok pomarańczowy, herbata, jakieś badziewie na przeziębienie z apteki - do wyboru, do koloru.
Zero skrupułów. Przecież jestem chora!
Skąd wzięła się ta zmiana? Być może boję się kolejnej kuracji antybiotykami i nie chcę dopuścić do rozwoju choroby. Może po cichu liczę, że Ketonal pomoże mi również na przeziębienie (Nobel dla wynalazcy Ketonalu!). W sumie świadomość, że już jutro muszę na pełnych obrotach cisnać w pracy raporty teżnie jest obojętna. Poza tym podoba mi się troska, jaką otacza mnie Kuba. Pytania rodziców o to jak się czuję (z obowiązkową listą naturalnych metod walki z przeziębieniem)... Choć tak do końca nie wiem, skąd ta zmiana.
Cokolwiek by to nie było, skłaniam się ku temu, by nie śmiać się z chorujących facetów (z katarem i gorączką nie ma żartów!), a krytykować wiecznie wal(r)czące kobiety, które zamiast położyć się i wygrzać, terroryzują otoczenie sprzątając, piorąc, gotując, prasując, by na koniec odstawiać monodram jednej aktorki z żalami, że o nią się nikt nie martwi.
Chcesz, żeby się martwili? Pierdol sprzątanie i dbanie o dom.
Połóż się do łóżka i choruj. Po prostu.
PS. Zakładam, że tego bloga nie czyta zbyt wiele samotnych matek bardzo małych dzieci, ale jeśli któraś się trafi, to z góry przepraszam - dla Ciebie nie mam porady. Ty nie możesz chorować. Chyba, że masz sąsiadkę, która w pełni samarytańskiego poświęcenia ogarnie za Ciebie opiekę nad dzieckiem. Albo chociaż obiad.
sMiriam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się, że jesteś i dobrnęłaś lub dobrnąłeś do tego miejsca. Będzie mi miło, jeśli podzielisz się swoją opinią lub historią w komentarzu.
Dodam tylko, że wokół siebie mam tak wielu ludzi, z których zdaniem się liczę, że na wstępie podziękuję za "konstruktywną krytykę".
Oczywiście, to moje poletko i kiedy uznam, że Twój komentarz psuje mi humor (albo jest spamem), to go usunę.
Życzę Ci pełnego uśmiechu dnia (lub nocy) i dziękuję, że jesteś:)
sMiriam